poniedziałek, 19 sierpnia 2013

WE love STAWBERRIES


   Małymi krokami zbliżamy się już do końca wakacji... Wam też wydaje się, że w wolnym czasie dni mijają o wiele szybciej? Zdecydowanie przydałoby się jeszcze kilka godzin w ciągu doby żeby móc zrobić wszystko to co sobie zaplanowaliśmy. Wakacyjne szaleństwo dopadło nas i przez nie baaaaaaaaaaaaaardzo zaniedbałyśmy naszego bloga :( Jest to nie w porządku wobec tych wszystkich, którzy do nas zaglądają, ale i  wobec nas samych i naszych planów związanych z tworzeniem tej "e-książki kucharskiej". Uświadomiwszy to sobie postanowiłyśmy jak najszybciej wziąć się do roboty i powrócić do "gry" :)

Sezon na truskawki dobiega końca. Oczywiście w sklepach znajdziemy piękne, duże, błyszczące i nafaszerowane chemią truskawy. Na szczęście K. ma w swoim ogrodzie truskawkowe grządki, które owocują do późnego lata! Pyszne, dorodne i niczym nie pryskane owoce zainspirowały nas do wyczarowania tego pięknego i przepysznego tortu.

Do przygotowania:



Biszkopt:
  • 5 jajek
  • 3/4 szklanki drobnego cukru do wypieków
  • 3/4 szklanki mąki pszennej
  • 1/4 szklanki mąki ziemniaczanej
 Krem serowy:
  • 300g sera trzykrotnie zmielonego 
  • 2 łyżki cukry pudru
  • 3 łyżki miękkiego masła
  • około 3/4 szklanki musu truskawkowego*
*truskawki miksujemy w blenderze z łyżeczką cukru waniliowego

Krem maślany:
  • 200g masła
  • 3 żółtka
  • 6 łyżek cukru pudru
 + świeże truskawki 



Przygotowanie:

Piekarnik rozgrzać do  170 stopni (termoobieg).

Biszkopt:
Białka oddzielić od żółtek i ubić na sztywno. Do powstałej piany dodać cukier i ubijać jeszcze przez chwilę. Dodawać kolejno żółtka i mieszkać mikserem na niewielkich obrotach. Mąki wymieszać razem i przesiać. Szpatułką delikatnie dodać je do ciasta.
Dno tortownicy o średnicy 22 cm wyłożyć papierem do pieczenia. Do formy wlać ciasto i piec około 40 min,
Gorące ciasto upuścić (w formie) na podłogę. Wstawić do uchylonego piekarnika i całkowicie wystudzić.

Krem z sera:
Ser ucieramy mikserem z cukrem pudrem i masłem. Na koniec dodajemy mus truskawkowy (w zależności od tego jak bardzo truskawkowy ma być krem tyle musu dodajemy, trzeba na bieżąco kosztować :P ) 

Krem maślany:
Żółtka ucieramy z cukrem pudrem. Do powstałego kogla-mogla dodajemy masło i długo miksujemy na szybkich obrotach miksera.
 
Biszkopt dzielimy na trzy blaty. Dolną warstwę pokrywamy 1/3 kremu maślanego i układamy na nim kawałki świeżych truskawek i zakrywamy blatem ciasta. Kolejna warstwa to serowy krem i znów przykrywany blatem ciasta. Boki i wierzch  tortu pokrywamy pozostałą częścią kremu maślanego i ozdabiamy owocami.


  


Smacznego!

środa, 26 czerwca 2013

Canadian Muffins


W Krakowskim Shake & Bake zawitało nowe, letnie menu, w którym jedną z propozycji jest przepyszny szejk "Klonowy", którego głównymi składnikami są: Oreo, orzechy włoskie i syrop klonowy. Koniecznie chciałyśmy sprawdzić, czy to genialne połączenie przełoży się także na smak ciasta. Nieskromnie możemy stwierdzić, że SHAKE w wersji BAKE też smakuje wyśmienicie :))))))))))))))))))))))



Do przygotowania:

  • 2 i 1/4 szklanki mąki
  • 150 g cukru
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • pół łyżeczki soli
  • 2 jajka
  • 100 g masła
  • szklanka mleka
  • szklanka posiekanych orzechów włoskich
  • trzy łyżki syropu klonowego
  • 8 ciastek Oreo

+ Oreo do dekoracji

Przygotowanie:

Piekarnik rozgrzać do 180 stopni.

Masło roztopić w rondelku i odłożyć do wystygnięcia.
W pierwszej misce połączyć wszystkie suche składniki ( bez orzechów i ciastek ), a w drugiej jajka, masło, syrop klonowy i mleko. Do miski z suchymi składnikami wlać zmieszane składniki mokre. Wymieszać łyżką do połączenia składników.
Na koniec dodać do ciasta orzechy i zmielone Oreo.
Do każdej z papilotek wlać ciasto do ok. 3/4 wysokości i piec 25 minut.

Z tej porcji ciasta może wyjść więcej niż 12 muffinek (najlepieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej <3)




Smacznego!

niedziela, 9 czerwca 2013

Smacznie i zdrowo- czyli czym osłodzić sobie życie?


Smak słodyczy to dla wielu z nas pokusa, której trudno się oprzeć. Zdecydowanie coś o tym wiemy ;) Niestety przyjemność, jaka kryje się pod postacią słodkich przysmaków, potrafi poważnie zaszkodzić- wszyscy wiemy, że biały cukier oczyszczony to źródło pustych kalorii, a im przyjmujemy ich więcej, tym więcej nadprogramowych kilogramów. To może powodować powstawanie i rozwój chorób układu krążenia, cukrzycy czy nowotworów. Najlepiej wybierać cukry o najniższym indeksie glikemicznym, jak najmniej przetworzone. Co więc wybrać?

Im mniej przetworzony i oczyszczony produkt, tym więcej zawiera substancji, które korzystnie oddziałują na organizm. Miód, syrop z agawy, syrop klonowy oraz melasa, poza węglowodanami dostarczają minerałów, niewielkich ilości aminokwasów, witamin, kwasów organicznych oraz enzymów.  W składzie mają ponadto pewne ilości wody, co wpływa na niższą kaloryczność. Jeśli bardziej zależy nam na niskim indeksie glikemicznym, lub jesteśmy na diecie dla diabetyków, należy wybrać fruktozę lub ksylitol. Sztuczne słodziki, jak aspartam czy acesulfam k, może i mają o wiele mniejszą kaloryczność, ale są zdecydowanie niekorzystne dla naszego organizmu.

Słodki test:

1. Cukier biały- oczyszczony, produkowany z buraków cukrowych.


Skład: ponad 90% sacharozy.
Kaloryczność: 100 g/405 kcal
Plusy stosowania: jest skoncentrowanym źródłem energii.
Minusy stosowania: nie dostarcza witamin i minerałów, a jedynie "pustych kalorii"

2. Cukier trzcinowy- nierafinowany cukier, otrzymywany z trzciny cukrowej.


Skład: w ok 99% złożony z sacharozy.
Kaloryczność: 100 g/ 400 kcal
Plusy stosowania: jest mniej oczyszczony, dostarcza minimalnych ilości składników mineralnych, nie czyni go to jednak zdrowszym
Minusy stosowania: jest on tylko mniej kaloryczny niż cukier biały, spożywany w nadmiarze ma takie same skutki jak on.

3. Syrop klonowy- powstaje w wyniku odparowania wody z soku klonowego.


Skład: w gotowym syropie znajduje się średnio 67% cukru.
Kaloryczność: 100 g/ 264 kcal
Plusy stosowania: poza cukrami występują w nim również witaminy: B1, B, B6, niacyna, biotyna, kwas foliowy oraz składniki mineralne ( szczególnie wapń), kwasy organiczne i aminokwasy.
Minusy stosowania: spożywany w nadmiarze również wpływa na podniesienie kaloryczności diety.

4. Syrop z agawy- powstaje z filtrowanego soku z agawy, w wyniku jego zagęszczenia.


Skład: w największej ilości fruktoza.
Kaloryczność: 100 g/310 kcal
Plusy stosowania: znaczna zawartość fruktozy wpływa na niższy indeks glikemiczny oraz większą intensywność słodyczy, dzięki czemu można wykorzystać go mniej niż zwykłego cukru.
Minusy stosowania: j.w.

5. Miód- pszczeli jest naturalnym słodkim produktem spożywczym, powstającym z nektaru kwiatowego lub spadzi.


Skład: ok. 39% fruktozy, 30% glukozy i 1,3% sacharozy
Kaloryczność: 100 g/324 kcal
Plusy stosowania: zawiera aminokwasy, biopierwiastki, kwasy organiczne, białka, enzymy, hormony i witaminy. Wykazuje właściwości prozdrowotne.
Minusy stosowania: poddany działaniu temp. powyżej 40st. traci część swoich prozdrowotnych właściwości.

6. Melasa- ciemnobrązowa lepka ciecz, powstaje jako produkt uboczny podczas produkcji cukru białego. Ma charakterystyczny słodki karmelowy smak z lekkim gorzkawym posmakiem.


Skład: ok. 50% cukru
Kaloryczność: 100 g/290 kcal
Plusy stosowania: dostarcza znacznych ilości cynku i żelaza oraz ważnych mikroelementów.
Minusy stosowania: spożywana w nadmiarze powoduje wzrost kaloryczności diety.

7. Ksylitol- substancja słodząca uzyskiwana najczęściej z drzewa brzozy. Słodycz porównywalna do cukru.




Skład: jest jednocukrowym alkoholem (poliotem)
Kaloryczność: 100 g/240 kcal
Plusy stosowania: ma niski indeks glikemiczny, dzięki czemu pomaga utrzymać prawidłowy poziom glukozy we krwi i może być stosowany przez diabetyków. Pomaga w zachowaniu mineralizacji zębów.
Minusy stosowania: zbyt duże spożycie może wywołać działanie przeczyszczające.

8. Stewia- roślina zawierająca w swoim składzie związki (stewiozydy), które odznaczają się 100-300-krotnie większą słodyczą niż cukier.



Skład: glikozydy stewiolu.
Kaloryczność: jej kaloryczność przy stężeniu słodyczy jest niemal zerowa.
Plusy stosowania: można wykorzystywać ją w bardzo małej ilości do uzyskania pożądanej słodkości. Związki odpowiadające za słodki smak stewii są odporne na działanie temperatury.
Minusy stosowania: istnieją wyniki badań wskazujących na to, że stewiozydy obniżają ciśnienie krwi i poziom glukozy- może to być niewskazane w przypadku hipoglikemii i hipotensji.




sobota, 1 czerwca 2013

Waniliowy sernik wiedeński




Po pierwsze przepraszamy wszystkich za to, że na CDC już od miesiąca wieje nudą, ale dużo się u nas dzieje i brakuje czasu na spotkanie się i upieczenie czegokolwiek. Przeprowadzka (a właściwie dwie) do Krakowa, sesja, nowa praca jednej i stara drugiej, i ogólny chaos jednak zapowiada zdecydowanie pozytywne zmiany i dobry czas w naszym życiu. 

Dlaczego sernik i dlaczego właśnie ten? 
To banalnie proste- przepis pochodzi z baaardzo starej książki "KUCHNIA POLSKA", nie potrafiłyśmy nawet znaleźć daty wydania pośród pożółkłych, częściowo zniszczonych i wyrwanych kartek. 



Przepis na sernik wiedeński zajmuje szczególne miejsce w domu K., już tradycją stało się przygotowywanie go na wszystkie ważniejsze uroczystości w domu- najpierw robiła go mama K., a teraz już ona sama. "Nie było chyba świąt żebym nie wylizywała tej miski!"- powiedziała K.dzisiaj, podczas wspólnego opróżniania jej z resztek po masie serowej, więc szczerze polecamy zrobić to samo :) 

Ciasto jest typowym, ciężkim sernikiem, z niemielonego twarogu, z wyraźnie wyczuwalnymi serowymi grudkami, bez spodu i praktycznie bez dodatków. My jednak nie potrafiłyśmy nie wykorzystać naszego domowego cukru waniliowego, który świetnie wzmacnia smak ciasta. Oczywiście można dodać suszone lub świeże owoce, bakalie, polać czekoladą lub lukrem, można też przygotować wersję bezglutenową, dodając np. mąkę kukurydzianą. 
My pozostajemy wierne minimalistycznemu, tradycyjnemu przepisowi, równocześnie zachęcając Was do tworzenia własnych wersji naszego ulubionego sernika. 

Przepis na okrągła blachę 22cm. 

Do przygotowania: 



5 jajek 
150 g miękkiego masła 
200 g cukru 
50g mąki 
2 łyżeczki cukru waniliowego 
500 g twarogu 

Przygotowanie:

Piekarnik rozgrzać do 180 stopni.

Masło utrzeć, dodając kolejno żółtka (z białek ubić sztywna pianę), dodać cukier, twaróg i miksować aż do połączenia składników.
Ubite białka delikatnie wmieszać ręcznie w masę serową, dodać mąkę i dokładnie wymieszać.

Piec godzinę, a później wystudzić przy otwartych drzwiczkach (najlepiej całą noc).



Smacznego!

środa, 22 maja 2013

Kulinarnie Kulturalnie- "Pod słońcem Toskanii"

Dzisiaj o Italii, może dlatego, że właśnie wróciłam z Sycylii i jeszcze nie ochłonęłam po tej eksplozji smaków i aromatów- owoców morza i ryb, pasty z kremem pistacjowym, canolli w różnych wersjach, lodach cassate... eh. Chociaż Toskania od Sycylii jest daleko, a smaki również znacząco się różnią, tak samo warto ją poznać- w końcu z jakiegoś powodu miliony ludzi z całego świata zostawiają tam swoje serca. Chociaż uwielbiam ten klimat, pozostanę wierna Sycylii, pewnie właśnie dlatego, że tam nie ma tych milionów turystów, za to jest jeszcze milion tajemniczych, nieodkrytych miejsc :))




 Książka "Pod słońcem Toskanii" to opowieść życia autorki, Frances Mayes, która po przykrych osobistych przejściach zaczyna wszystko od nowa: kupuje stary dom na toskańskiej wsi, z wielką miłością i dokładnością go odnawia, rozkoszuje się leniwie płynącym życiem włoskiej prowincji, urodą zabytków, smakiem wymyślonych przez siebie potraw - bo jest ona wielkim smakoszem i doskonałą kucharką; dwa rozdziały książki to po prostu zestaw niezwykle oryginalnych przepisów kulinarnych. Kasztany w czerwonym winie, pieczoną paprykę z ricottą i bazylią, smażone kwiaty cukinii, a nawet zwyczajna oliwa, oliwki, sery, które we Włoszech, wiadomo, nie są 'zwyczajne'. Jest to więc swoisty pamiętnik, może bez wciągających zawirowań akcji i skomplikowanej fabuły, ale autorka nie obiecywała powieści sensacyjnej ;)
Jeśli chodzi o film na podstawie książki, to nie jest on jej odzwierciedleniem, został wzbogacony o bardziej rozwinięte wątki- i dobrze, bo trzeba przyznać, że film bez tego byłby po prostu nudny. Film jest 'zamerykanizowany' i opowiada o poszukiwaniu miłości, kiedy książka jest o poszukiwaniu SIEBIE. Bo to jest książka o emocjach, hodowaniu pomidorów, zapachach i smakach włoskiej ziemi i ludziach. Czyli o niczym konkretnym, a jednak po przeczytaniu tej książki serce woła: Ja chcę do Włoch!!!



Dlaczego warto pooglądać lub przeczytać "Pod słońcem Toskanii"? Każdy, kto 'czuje' i kocha klimat Włoch, będzie wiedział. Leniwie płynące życie mieszkańców Italii, CUDOWNE widoki, magia budynków i uliczek, celebracja posiłków, optymizm i wszechobecne słońce w tej historii powodują, że pozostawia ona po sobie sentyment i ciepło. Poza tym, prawdziwa historia autorki jest inspirująca dla wszystkich, którzy chcą zmienić swoje życie i odnaleźć siebie. Frances Mayes jest przykładem na to że marzenia spełniają się, trzeba tylko być zdeterminowanym i dążyć do wyznaczonych sobie celów.

H.









poniedziałek, 6 maja 2013

Cupcake's z bananowym frostingiem.




Maj to jeden z najpiękniejszych miesięcy w roku. Nie dość, że zaczyna się robić przyjemnie ciepło i kolorowo, a witamina D wreszcie się produkuje dzięki majowemu słońcu, to coraz bardziej czuć, że zbliżają się wakacje. Jakoś tak człowiekowi się robi lekko, potrafi znaleźć w sobie więcej swobody i cieszyć małymi wiosennymi przyjemnościami- jedną z nich są zdecydowanie proste i pyszne babeczki z owocami.

Przepis jest naprawdę prościutki i zawsze wychodzi idealnie, to jeden z tych, które trzeba zapamiętać na całe życie bo jest świetną podstawą do różnych cupcake'ów- można zrobić jakikolwiek inny frosting, korzystać z sezonowych owoców lub zrobić wersję czekoladową- klasyczny, waniliowy cupacake pasuje do wszystkiego :)

My użyłyśmy bananów, bo akurat je miałyśmy pod ręką, ale z pewnością zamienimy je na truskawki lub maliny, gdy tylko się pojawią.

A co do maja, a właściwie weekendu majowego, to dla nas był szczególnie miły w tym roku bo miałyśmy okazję razem poszaleć w kuchni krakowskiego Shake&Bake, gdzie jedna z nas pracuje na stałe i wykazać się nie lada wyobraźnią podczas produkowania słodkości bez użycia piekarnika ( awaria )- powstały cudowne pralinki i trufle, miniserniczki, baby i orzeźwiające szejki- na pewno pojawią się za niedługo również u nas na blogu. A tymczasem zapraszamy do Shake&Bake, dopóki jeszcze są! ;)




Do przygotowania:




Ciasto:

  • 125 g mąki
  • 125 g masła ( w temp. pokojowej )
  • 120 g cukru
  • 2 jajka
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego
  • 3 łyżki mleka
  • łyżeczka proszku do pieczenia
Krem:


  • opakowanie serka a'la Philadelfia ( np. Mój Ulubiony )
  • 60 g cukru pudru
  • banan
+   plasterki banana i kakao do dekoracji 


Przygotowanie:

Piekarnik rozgrzać do 200 st.

W misce wymieszać przesianą mąkę i  proszek do pieczenia, w drugiej utrzeć masło z cukrem na gładką masę. Cały czas miksując dodawać po jednym jajku. Wsypać do miski mieszankę mączną i na końcu dodać mleko.
Wypełnić ciastem foremki lub blachę do muffinek do ok. 3/4 wysokości. Piec ok. 20 minut.

W międzyczasie przygotować krem- serek utrzeć z cukrem pudrem i dodać rozgnieciony widelcem banan (można użyć blendera). Jeśli chcemy uzyskać mocniejszy, bananowy smak, bez problemu można dodać więcej owocu. Wymieszany na jednolitą masę krem przykryć folią i odstawić do lodówki do stwardnięcia.

Po wyjęciu babeczek z piekarnika odczekać chwilę aż przestygną, wyjąć z formy i udekorować kremem ( najlepiej za pomocą szprycy), plasterkami banana i oprószyć kakaem.





Smacznego!

wtorek, 30 kwietnia 2013

Czeskie kakaowe ule z mleczkiem skondensowanym


Ostatnio szczęśliwym trafem, jedna z nas stała się posiadaczką foremek 'uli', jak to zwykle bywa, przez przypadek. Słodkie ule są czeskim przysmakiem, i tam i foremki i one same są dostępne praktycznie wszędzie, u nas jednak nie są tak powszechne- można dostać je w niektórych cukierniach ale to rzadkość. Okazało się, że foremki można dostać w malutkim sklepiku, jednym z tych ' z wszystkim'.

My znałyśmy słodkie ule w klasycznej wersji, białe z adwokatowym nadzieniem, mamy to szczęście, że mieszkamy na Śląsku, a tutaj blisko czeskiej granicy można kupić ule w polskich cukierniach. 
Mamy nadzieję, że niebawem będziemy mieć okazję do skosztowania oryginalnej wersji w czeskiej Pradze, a jeśli to wyjdzie, z pewnością pochwalimy się na blogu :))

 Ule mogą występować w dwóch wersjach - jasnej i ciemnej - z dodatkiem kakao. Do każdej z nich można dodatkowo dodać mielone migdały, orzechy, wiórki kokosowe, miód lub jakiś alkohol. Można też pokruszone biszkopty zastąpić ciasteczkami maślanymi.
 Jeśli chodzi o nadzienia, do wyboru jest na prawdę wiele opcji- krem adwokatowo-maślany, lub z dodatkiem innego ulubionego likieru, rumy lub nawet spirytusu, owoce w formie musu, nadzienie czekoladowe, kokosowe, lub tak jak u nas, z mleczka skondensowanego.

Mleczko to znajduje się zdecydowanie w naszym słodyczowym TOP 3, zresztą nie tylko w naszym- podczas napełniania naszych uli słodkim nadzieniem prosto z tubki ( z której co jakiś czas mleczko znikało, ale nie w ulu tylko w czyjejś buzi ), mama jednej z nas, która była z nami w kuchni wspominała jakim rarytasem było to mleczko w latach PRL-u, kiedy to delikatnie mówiąc, asortyment słodyczy był ubogi. Opowiadała jakim rytuałem było konsumowanie mleczka,  i jak do perfekcji miała opanowaną technikę jego wyciskania- rozcinała tubkę i niejednokrotnie raniąc sobie język, wylizywała wszyściutko do ostatniej kropli :))
Mamy szczęście, że żyjemy w czasach kiedy możemy cieszyć się tak szerokim wyborem słodkości- trzeba się tym cieszyć i korzystać!



Do przygotowania:



Ciasto:

  • 200g biszkoptów
  • 2 kopiaste łyżki kakao
  • 120g cukru pudru 
  • 80g masła
  • 2 łyżki mleka
+ jako nadzienie można użyć ulubionego likieru, mleczka skondensowanego, orzechów, dżemu lub owoców pokrojonych w małą kosteczkę lub podsmażonych do konsystencji "musu"


Przygotowanie:

Biszkopty zmielić (my kruszyłyśmy je palcami), dodać kakao, cukier, masło i mleko. Wszystko razem połączyć i dobrze wyrobić.

Foremki "ule" wypełnić ciastem (troszkę mniejsza kulka niż orzech włoski), dobrze docisnąć do brzegów palcem wskazującym robiąc przy tym dołek, jak najgłebszy, jednak należy uważać żeby się nie przebić do dna. W dołku umieścić ulubione nadzienie i zatkać dziurkę spłaszczonym kawałkiem ciasta uformowanym w krążek o średnicy foremki, tak jak my lub wykorzystać klasyczne wersję- można wykroić małe kółeczka z wafli i zatkać dno ula lub tak jak w oryginalnej czeskiej wersji, przykleić do podstawy biszkopt- pozwala to na maksymalne wypełnienie ula nadzieniem.

Odłożyć wypełnione foremki w chłodne miejsce do stężenia na około 10min. Ostrożnie wyjąć ule z foremki. Od razu są gotowe do zjedzenia! PYCHAAAAAAA!
Przyznajemy się, że dla podbicia smaku nadzienia, polałyśmy je jeszcze mleczkiem z góry- to samo można zrobić z każdym innym nadzieniem :)




Smacznego!

wtorek, 23 kwietnia 2013

Zrób to sam!- cukier waniliowy



Dzisiaj podajemy przepis na domowy cukier waniliowy.... jeśli można to nazwać przepisem :) Jest on tak prosty, że żaden przepis nie jest potrzebny, wystarczy zwykły biały cukier lub cukier trzcinowy, laska wanilii i oczywiście słoiczek do przechowywania- przygotowanie trwa kilka minut, a smak jest o wiele bogatszy od kupnego cukru, nawet tego z 'prawdziwą wanilią'. 
Krem wzbogacony tym właśnie cukrem, kruche ciasteczka obtoczone w cukrowej waniliowej posypce, dodanie go do waniliowych cupcake's- możliwości wykorzystania są naprawdę niezliczone.


Do przygotowania:



  • laska wanilii
  • 200g cukru
Jeśli chcecie przygotować go więcej, należy podwoić proporcje.


Przygotowanie:

Rozkroić laskę wanilii, wydostać miąższ i wymieszać z wcześniej przesypanym do słoika cukrem. Zamknąć razem z resztą laski wanilii.

Gotowe! 

Teraz wystarczy pomyśleć, w czym sprawdzić jego smak ;)





czwartek, 18 kwietnia 2013

Pączki z serka homogenizowanego




Stwierdziłyśmy, że na blogu już zbyt długo nie pojawiało się coś związanego z pączkami czy donatami, a w końcu sama nazwa naszego bloga- cookies, DOUGHNUTS & cakes, do czegoś zobowiązuje. Tak, wiemy, że wiosenna pogoda i powolne wracanie do formy po dłuuuugim zimowym lenistwie powinna wykluczyć takie przekąski jak pączki, ale te dzisiejsze są o wiele lżejsze niż tradycyjne. Bez drożdży, za to z serkiem homogenizowanym- u nas waniliowe Danio, z kawałkami czekolady, ale jeśli chcesz zrobić wersję light, użyj serka homogenizowanego odtłuszczonego, który występuje w wielu smakach. Jeśli chodzi o polewę- u nas to Milka łaciata, lecz równie dobrze można ją zastąpić czekoladą gorzką, cukrem pudrem, lub całkowicie ją sobie  odpuścić :) 
Poza tym, pączusie są naprawdę malutkie- są jak dziurka w donacie :)- więc zjedzenie dwóch czy trzech, z pewnością nam nie zaszkodzi, a pozwoli poznać ciekawy smak- pączki nie mają konsystencji tych tradycyjnych, jest bardziej zwarta i gęsta, trochę 'gumiasta', w dobrym znaczeniu tego słowa. Serek nadaje im pyszny waniliowy smak, a polane czekoladą ukazują nam już 100% swojego potencjału ;)


Trudnym zadaniem jest uformowanie w tak płynnego ciasta kulek, może istnieją jakieś triki cukierników-wyjadaczy, lecz niestety jeszcze ich nie znamy. JESZCZE  ;). Miałyśmy więc sporo zabawy ze smażeniem pączków, które tworzyły niesamowite kształty- większość przypominała najróżniejsze zwierzęta, a każdy był inny. No cóż, nie wszystko wychodzi idealnie za pierwszym razem ;)


Do przygotowania:


  • 300 g serka homogenizowanego waniliowego
  • 3 jajka
  • 1,5 szklanki mąki pszennej
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • olej do głębokiego smażenia
+ czekolada rozpuszczona w kąpieli wodnej na polewę

Przygotowanie:

Serek wymieszać z jajkami (można roztrzepać rózgą kuchenną lub mikserem). Dodać przesianą mąkę pszenną, proszek do pieczenia i sól. Dokładnie wymieszać.

W szerokim i płaskim garnku rozgrzać olej. Niewielką łyżką nakładać porcje ciasta na rozgrzany olej, najlepiej pomagać sobie drugą łyżką, tak aby powstało coś na kształt kulek. Smażyć do złotego koloru. W międzyczasie roztopić w kąpieli wodnej czekoladę, odstawić do przestygnięcia.
Usmażone pączki odkładać na bibułkę do odsączenia i polać roztopioną czekoladą.






Smacznego!

piątek, 12 kwietnia 2013

Tort z białą truflą




Jak pewnie słyszeliście, 12 kwietnia jest obchodzony jako Światowy Dzień Czekolady. Postanowiłyśmy dodać z tej okazji coś wpisującego się w to niezwykłe święto i zaczęłyśmy się zastanawiać, skąd właściwie wzięła się czekolada i komu powinniśmy dziękować za jej stworzenie?

Zaczęło się 2500 lat temu w Meksyku. Jako pierwsi smak czekolady poznali Indianie. Starożytne plemiona Olmeków, prowadząc częściowo koczowniczy tryb życia, natrafili na nasiona kakaowca. To oni odkryli ich wspaniały aromat. Zaraz po Olmekach byli Majowie, którzy wpadli na pomysł prażenia i mielenia nasion, a następnie przygotowywania z nich napoju. Taka czekolada przeznaczona była tylko dla osób najbogatszych - serwowana jako rarytas na uroczystościach takich jak pogrzeby czy śluby. Aztekowie uważali, że jest to nektar bogów. Popularność nasion kakaowca wciąż rosła. W pewnym momencie ziarna stały się środkiem płatniczym - można było nimi zapłacić za towary i usługi. Wyobrażacie sobie co by było, gdyby tak pozostało? Chętnie zajęłybyśmy się handlem i przyjmowały zapłaty w formie słodkich tabliczek ;)

Do Europy czekoladę przywiózł najprawdopodobniej w XVI wieku Hernan Cortez, który w 1519-1524 r. podbił terytorium Azteków, wykradając im ziarna kakaowca. Słodka czekolada najpierw pojawiła się w Hiszpanii, a następnie w Holandii. W XVII wieku Holendrzy przenieśli sadzonki kakaowca do Afryki. Niedługo potem czekolada trafiła na wszystkie europejskie salony.

Często mówimy, że jedząc czekoladę 'grzeszymy'. Kiedyś było tak naprawdę. W XVII wieku władze kościelne w Hiszpanii postanowiły zabronić picia czekolady. Grożąc ekskomuniką, sam biskup wywiesił kartkę z kategorycznym zakazem spożywania tego pobudzającego napoju podczas mszy. Biskup został jednak bardzo szybko otruty, a zakaz zniesiony. 

A kiedy czekolada trafiła do naszego kraju? Dopiero w XVIII wieku sprowadzona przez Augusta II Mocnego. Na początku XIX wieku Polacy mogli spróbować pitnej czekolady wyprodukowanej przez Ernesta Karola Wedla- czekoladami tej firmy możemy się cieszyć do dziś.
Wystarczy tej historii, przejdźmy do przyjemności- jak wiecie, uznajemy wyższość czekolady białej nad wszystkimi innymi, więc to właśnie ona jest bohaterką dzisiejszego święta

Do przygotowania: 



Ciasto:
  • 2 jajka
  • 4 łyżki cukru
  • 5 1/2 łyżki mąki pszennej
  • 50 g stopionej białej czekolady

Masa truflowa:

  • 300 ml śmietanki kremówki
  • 350 g połamanej na cząstki białej czekolady
  • 250 g twarożku o gładkiej konsystencji

Przygotowanie:


Piekarnik rozgrzać do 180 stopni.

Posmarować cienko tłuszczem tortownicę o średnicy 20 cm i wysypać ją mąką.
W misce ubijać jajka z cukrem przez ok. 10 minut, lub do chwili, gdy masa stanie się puszysta, a po wyjęciu miksera przez kilka sekund pozostaje wgłębienie. W międzyczasie stopić czekoladę w kąpieli wodnej.
Przesiać mąkę i delikatnie wmieszać do masy metalową łyżką.
Dodać stopioną czekoladę i wymieszać.
Wlać ciasto do tortownicy i piec w piekarniku rozgrzanym do temp. 180 stop. przez 25 minut, albo do chwili, gdy ciasto będzie się uginać przy dotykaniu.
Zostawić w formie na kilka minut do ostygnięcia i przełożyć na metalową kratkę. Ostudzone ciasto przełożyć z powrotem do tortownicy.

Przygotowanie masy truflowej:

Śmietankę przelać do rondelka, wymieszać z wanilią.
Zagotować ciągle mieszając, aby nie przywarła do dna naczynia.
Zdjąć z ognia, dodać kawałki czekolady i mieszać, aż czekolada całkowicie się rozpuści.
Całkowicie wystudzić, wtedy dodać twarożek i dokładnie wymieszać.
Wylać masę na ciasto i wstawić na 3-4 godziny do lodówki.
Przełożyć na talerz, dowolnie udekorować.





Smacznego!

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Kulinarnie Kulturalnie- "Czekolada"

Kulinarnie Kulturalnie - miejsce mieszanki filmowo-literacko-artystyczno-gastronomicznej, czyli dzieła różnych dziedzin sztuki, które nawiązują do tematu jedzenia i uważamy je za godne uwagi. Same nie wiemy do końca, co się tutaj pojawi, co wynurzy się z głębin pamięci, a co nas jeszcze urzeknie w przyszłości, także prosimy rubrykę KK bacznie obserwować ;) Na pierwszy ogień, jeden z naszych ulubionych filmów "Czekolada", na podstawie powieści Joanne Harris o takim samym tytule.




Najpierw oglądałyśmy film. Cudny, klimatyczny, aż mdlący od smaku i zapachu czekolady. Piękna Juliette Binoche jako Vianne i przystojny Johnny Deep jako tajemniczy Roux - zresztą to on był powodem, dla którego zdecydowałyśmy się ten film obejrzeć, jako prawdziwe Deep-o-manki- wszystko piękne i idealnie dopracowane.  


eeh.... Johnny <3 



Fabuła sama w sobie nie jest skomplikowana, przewrotna czy trzymająca w napięciu, historia utrzymuje się w spokojnym nastroju, a życie toczy się powoli, bez zbędnego pośpiechu.
Do małej mieściny na francuskiej prowincji, gdzie czas się zatrzymał, przyjeżdża tajemnicza młoda i piękna kobieta z córeczką. 
Mieszkańcy Lansquenet ze zdumieniem obserwują, jak Vianne z Anouk odnawiają starą piekarnię na rynku, by urządzić tam sklep z czekoladą. 
W dniu otwarcia właścicielka ofiarowuje zaglądającym do niej ciekawskim gatunek słodyczy, który każdy z nich lubi najbardziej, jak gdyby znała ich najskrytsze myśli i pragnienia. Czyżby ta dziwna kobieta była czarownicą? Dla wielu mieszkańców miasteczka przyjazd Vianne jest prawdziwym darem losu, ale są i tacy, którzy zrobią wszystko, by opuściła Lansquenet. Zbliża się Wielkanoc i Vianne zamierza urządzić dla dzieci "festiwal czekolady", lecz jej wrogowie za wszelką cenę chcą jej w tym przeszkodzić... Jaki jest koniec, musicie dowiedzieć się sami ;)





Niedługo po filmie, przyszedł czas na książkę- "wpadła przypadkiem w moje ręce podczas odkurzania domowej biblioteczki- nawet się nie spodziewałam, że posiadam takie skarby. Uwielbiam czytać o jedzeniu. Dokładnie opisane smaki i zapachy potrafią być niewyobrażalnie silnym bodźcem dla wyobraźni- co prawda, jeśli film oglądało się wcześniej niż czytało książkę, nie sposób uwolnić się od wizerunków bohaterów kreowanych przez Binoche i Deep'a, a opisy cukierenki i uliczek miasta będą materializowały w głowie sceny z filmu, lecz nie wiem, czy jest to minus ;) " - mówi H.
W "Czekoladzie" wątek magiczno-romansowy, choć miły, nie wzrusza aż tak bardzo, jak te aromatyczne wręcz opisy czekoladowych cudów...
Uwaga! Czytając tę książkę, warto mieć pod ręką filiżankę parującej czekolady... albo kilka belgijskich pralinek. Do smaku. :-)